Jednak mimo wszelkich wysiłków, jakie podejmujemy może się okazać – i pewnie właśnie tak będzie – że jest coś, o czym nie pomyśleliśmy. Prawdopodobnie nieraz po narodzinach Dziecka pomyślimy że też o tym nie pomyślałam/em. Ja akurat ciążę planowałam, bardzo czekałam na naszego Synka i szykowaniu przed jego narodzinami nie było końca. Przygotowywałam się też do porodu, opieki nad dzieckiem, z zapałem uczęszczałam do szkoły rodzenia. Zajęłam się mnóstwem spraw przed rozwiązaniem, a i tak co najmniej drugie tyle zaskoczyło mnie, kiedy Maluch już pojawił się na świecie. Poniżej wymieniam te – dla mnie – najważniejsze.
Trudny poród
Nie spodziewałam się, że poród może być taki trudny. Zaznaczam jednak, że konkretnie mój poród był trudny, ale każdy jest inny i absolutnie moim celem nie jest straszenie przyszłych mam. Na początku ciąży bałam się porodu wręcz panicznie. Potem jednak bardzo uspokoiły mnie zajęcia w szkole rodzenia, poznanie fizjologii porodu i zrozumienie sensu bólu na różnych jego etapach. Tylko, że mój entuzjazm i zrozumienie dla tego misternie obmyślonego przez naturę procesu gdzieś wyparowały w trakcie radosnych dziewiętnastu godzin jego trwania. Uważałam się za naprawdę silną i stosunkowo odporną na ból, a tymczasem był czas w trakcie porodu, kiedy myślałam, że po prostu, zwyczajnie nie dam rady. Poród dla mnie okazał się grą sił, w której dowiedziałam się, że granica wytrzymałości bywa elastyczna i ruchoma.
(Nie) potrebna wyprawka
Nie przewidziałam, że nie przyda mi się wiele rzeczy, które uważałam za niezbędne. Jak każda Mama, oślepiona koniecznością uwicia gniazdka dla mojego pisklątka, kupiłam całą górę rzeczy, przekonana, że ja i moje dziecko po prostu MUSIMY je mieć. Jednocześnie mimo ogromnej ilości kupionych przedmiotów, okazało się, że akurat parę naprawdę przydatnych przedmiotów nie znalazło się w mojej wyprawce.
Nieruszone pozostały:
–Rożek niemowlęcy – wydawało mi się, że Maluch bez niego zamarznie ???? Kiedy jednak Synek pojawił się na świecie obudziła się we mnie dużo lepsza intuicja i potrafiłam odgadnąć, kiedy jest mu zimno. Poza tym nic nie zastąpi ciepła i bliskości mamy, o którą w takim becikowatym czymś raczej trudno.
–Podgrzewacz do butelek i słoiczków – i to koniecznie z termostatem, żeby mleko albo woda na mleko czekała w odpowiedniej temperaturze. 37, ani stopnia mniej i ani więcej! Na szczęście znowu matczyna intuicja oszczędziła mi stania nad butelką i słoiczkami z termometrem. Przez pierwsze pół roku karmiłam piersią, więc podgrzewanie nie było mi potrzebne. Potem podawałam dziecku mleko w temperaturze pokojowej, która jak najbardziej mu odpowiadała i nie przyzwyczajała gardła i żołądka do wyłącznie ciepłych napojów. Słoiczków nie podgrzewałam, bo Synek ich właściwie nie jadł, sama gotowałam dla niego obiady.
– Grube ubrania – Synek rodził się w listopadzie, więc skompletowałam ich naprawdę sporo, a zakładałam naprawdę rzadko. Trafił mi się gorący egzemplarz, więc w domu ubierałam go bardzo lekko, a kiedy wychodziliśmy na cebulkę, żebym mogła w razie czego zdjąć którąś z warstw. Wszelkie ciepłe i puchate pajace, spodenki itd., mimo że śliczne i urocze nie zostały przez nas wykorzystane. Tutaj też na szczęście intuicja zahamowała moje początkowe zapędy i uratowała Synka przed ugotowaniem.
Za to żałuję, że już na początku nie posiadałam: (kolejność przypadkowa)
– Termometr bezdotykowy – dostaliśmy go na szczęście krótko po porodzie w prezencie. Używaliśmy go – i nadal używamy – bardzo często do sprawdzania temperatury wody w kąpieli, pokoju, pokarmów, a przede wszystkim temperatury ciała Malucha.
– Chusta – kupiłam ją, kiedy Synek miał prawie dwa miesiące i do teraz żałuję, że nie wcześniej. Synek i ja uwielbiamy się tulić, a chusta od pierwszych dni użytkowania ratowała nas wiele razy i umożliwiała mi ogarnięcie podstawowych czynności, jak chociażby przygotowanie posiłku czy rozwieszenie prania.
– Porządny laktator – ja kupiłam byle jaki za 30 zł, bo prawdę mówiąc, byłam średnio nastawiona do karmienia piersią. Obawiałam się, że będzie bolesne, uciążliwe, więc nie sądziłam, że lepszy laktator będzie mi potrzebny. Okazało się, że z karmieniem piersią jest trochę jak z porodem: faktycznie niesie z sobą pewne niedogodności, mniejsze lub większe, ale korzyści jakie z sobą niesie powodują że jest warte tego zachodu. Nie mówię tu tylko o tym, że to najlepszy pokarm, jaki można dać dziecku, mama dochodzi do siebie szybciej po porodzie itd. , ale też o tym, że karmienie piersią stwarza okazję do niesamowitej i niepowtarzalnej bliskości z Maluchem.
Laktatora w końcu nie kupiłam – czego żałowałam szczególnie, kiedy musiałam odstawić Synka od piersi. Jednak, jeśli będę miała drugie dziecko, będzie to mój pierwszy i obowiązkowy zakup. J
– Aspirator kataru – można na początek kupić sobie zwykły, w którym sami wciągamy katar, ale my szybko dokupiliśmy ten podłączany do odkurzacza. Kto próbował wciągać zwykłym zapewne wie, że to uciążliwe i męczące przy cięższym katarze, a wewnętrzny filtr nie chroni do końca przed zarażaniem, mimo informacji, które podaje producent.
Dodatkowe kilogramy
Oczekiwałam, że szybciej wrócę do figury sprzed porodu. Byłam aktywna w ciąży, bardzo dużo spacerowałam, ćwiczyłam, więc nastawiłam się, że raz dwa zrzucę nadprogramowe kilogramy po porodzie. Faktycznie, przy karmieniu i codziennych spacerach dość szybko straciłam brzuch, ale nadal mam dodatkowy balast tu i ówdzie, a od porodu minęło już 15 miesięcy… Najbardziej jednak w całej tej sytuacji zaskakuje mnie to… jak mało mnie to obchodzi. Mam oczywiście dni kiedy patrzę w lustro i jęczę, jaka jestem strasznie gruba, ale coraz rzadziej ???? Właśnie zaczynam wracać do ćwiczeń ze względu na zdrowie i samopoczucie, ale jednocześnie nie spinam się już tak jak na początku. Dzisiaj uważam, że postawiłam sobie za wysoko poprzeczkę i zdecydowanie za bardzo się tym przejmowałam. Na razie nie schudłam i ani ja, ani moje życie nie straciliśmy na wartości. Innych spraw cały czas jest mnóstwo, a czasu jakby coraz mniej…
To, co najważniejsze
I wreszcie… Przy tym punkcie wszystkie poprzednie wydają się mało ważne. Naprawdę, mimo wszelkich przygotowań, jakie podjęłam, mimo masy przeczytanych książek i artykułów oraz mimo tego, że z pełną świadomością planowałam dziecko nie spodziewałam się że można kogoś tak kochać. Uczucie, które spadło na mnie jak grom z jasnego nieba tuż po narodzinach Synka, kiedy pierwszy raz usłyszałam jego płacz, a potem poczułam ciepło jego maleńkiego ciałka było dla mnie czymś zupełnie nowym, wszechogarniającym i niesamowitym. Znałam już, oczywiście, wcześniej uczucie miłości, kocham przecież Mamę, rodzeństwo, narzeczonego i wiele innych osób, ale miłość do własnego dziecka jest w jakiś sposób inna, tak silna, że właściwie można się tylko jej poddać.
Kiedy byłam nastolatką, brałam udział w konkursie plastycznym o temacie: Objąć cały świat ramieniem. Pamiętam, że wtedy ten temat wydał mi się strasznie wydumany i głupi. Tymczasem, dziesięć lat później, pewnego ponurego listopadowego dnia, siedziałam na szpitalnym łóżku, a w moich ramionach, ni mniej, ni więcej, mieścił się cały mój świat.
A Wy jak wspominacie swój poród? Jaka była lista Waszych musthave przed narodzinami dziecka? Co z tego faktycznie się Wam przydało? Zapraszam do komentowania!
Dziękuję za Twoje odwiedziny na mojej stronie! Chcesz być na bieżąco? Polub mój profil na Facebooku lub Instagramie i nie przegap żadnego wpisu!