W natłoku wszystkich tych propozycji bardzo łatwo zapomnieć o podstawowym pytaniu: czy te zabawki naprawdę są dziecku potrzebne?
Tzw. rozwijających interaktywnych zabawek jest na rynku tak wiele, że duża część rodziców daje się przekonać, że dziecko koniecznie potrzebuje ich do rozwoju. Że warto, a nawet trzeba je dziecku kupić, bo bez nich może on przebiec nieprawidłowo lub za wolno. Jest to oczywiście bzdura, bo przecież rozwój odbywał się i miał się całkiem nieźle, zanim nastała era dostępnych wszędzie materialnych dóbr. Dodatkowo odbywa się on w indywidualnym i odpowiednim dla każdego dziecka tempie. W związku z tym nie należy próbować go przyspieszać za pomocą zabawek, ani niczego innego (pisałam o tym TUTAJ).
Warto pamiętać, że otaczanie dziecka zabawkami, które dostarczają zbyt wielu bodźców jest dla niedojrzałego organizmu męczące. Szczególnie jeśli mówimy o niemowlaku. Jednocześnie, z każdą następną grającą zabawką, coraz trudniej dziecku samodzielnie zorganizować sobie zabawę, a rodzicom coraz trudniej będzie takie przebodźcowane dziecko zająć. Podczas zabawy przedmiotem, który nie posiada interaktywnych funkcji dziecko ma możliwość samodzielnego dozowania dostarczanych sobie bodźców słuchowych, wzrokowych i dotykowych.
Co ciekawe, bardzo często dzieci same odrzucają nowoczesne zabawki. Owszem, obdarzają je zainteresowaniem, ale tylko na chwilę. Zainteresowanie to kończy się wraz z poznaniem wszystkich funkcji, które zabawka im oferuje. Fascynację dzieci wzbudzają za to przedmioty codziennego użytku, zabawki umożliwiające wielokrotną i zróżnicowaną manipulację (np. drewniane klocki) oraz te rzeczy, które pozwalają w jakiś sposób naśladować rodziców i opiekunów.
Rodzicom często wydaje się, że zabawka, która będzie posiadało dużo różnych funkcji sprawi, że dziecko zajmie się nią na dłużej. Nie ma nic oczywiście nic złego w tym, że pragniemy chwili spokoju i chcemy, aby nasze dziecko nauczyło się organizować sobie zabawę. Dwa lata temu, przed Świętami Bożego Narodzenia zewsząd bombardowały mnie artykuły sponsorowane, opisujące pewnego sympatycznego bałwanka z pewnej znanej bajki, który raczył dzieci opowieściami na dobranoc. Przeczytałam kilka barwnych opisów o tym, jak to matka zyskała wolny wieczór i jak to dziecko nauczyło się zasypiać samo dzięki tej zabawce. Tylko że ja, prawdę mówiąc, wcale się do bałwanka po tych opisach nie przekonałam. Czytanie Ignacemu to ważny dla nas obu wieczorny rytuał, wzmacnia naszą więź i przynosi ogromne korzyści dla rozwijającego się mózgu dziecka i za nic nie chciałabym, abyśmy z niego rezygnowali. W natłoku tych wszystkich zachęcających uroczym wyglądem i rozlicznymi funkcjami zabawek warto pamiętać, że żadna z nich, nawet najdroższa, nie zastąpi dziecku czułej i uważnej obecności rodzica.
Czemu nie warto?
Taką funkcjonalną zabawką można dziecku nawet zaszkodzić. Otaczanie dziecka wieloma interaktywnymi przedmiotami może mieć odwrotny niż pożądany skutek i trochę rozleniwić rozwój. Dziecko, mając w ręku taką zabawkę, która dużą część czynności wykona za niego, zrezygnuje z koniecznej próby eksploracji i manipulacji nowym przedmiotem. Podczas zabawy zwyczajnym samochodem dziecko będzie go oglądać, obracać i rzucać, aby przetestować co się z nim stanie. Następnie pewnie zauważy, że samochód posiada koła, a także że można nimi kręcić. Przy dalszej próbie manipulacji odkryje, że samochód, przesuwany lub pchnięty na podłożu może jechać. Starsze dziecko, kiedy dostrzeże podobieństwo między zabawką, a samochodami widzianymi i słyszanymi na ulicach może urozmaicić zabawę naśladując usłyszane dźwięki i wyobrażając sobie, że samochód posiada takie same światła. Wszystkie te rozwijające czynności manualne i poznawcze zostaną pominięte przy interaktywnej zabawce. Maluch wciśnie magiczny guzik wskazany przez dorosłego i samochód wykona je wszystkie za niego, odbierając mu szansę na wieloetapowy, samodzielny rozwój. Inny scenariusz jest taki, że dziecko nie odkryje tego magicznego guzika lub za bardzo się nim nie zainteresuje i będzie bawić się samochodem tak, jakby swoich interaktywnych funkcji nie posiadał. Taki los spotkał całe mnóstwo grających, jeżdżących i gadających zabawek, które Ignacy dostał w prezencie.Za dużo bodźców

