Choć całe wydarzenie zrobiło na nas ogromne, bardzo pozytywne wrażenie (za co wielkie brawa należą się organizatorom z Łódzkiej Izby Przemysłowo – Handlowej) to ja właściwie nie o tym dziś chciałam.
Wspólna rywalizacja
Łódzki Rajd Przedsiębiorców był świetną okazją, by w gronie rodzinnym spędzić niebanalnie i aktywnie czas. Przede wszystkim pobyć razem, ale też rozerwać się w duchu lekkiej i zdrowej rywalizacji. To znaczy my jechaliśmy tam z takim przekonaniem i właśnie takie podejście przyświecało nam do samego końca wydarzenia.
Dlatego tym większy był nasz szok, kiedy trafiliśmy na nich. Wyglądali zupełnie podobnie do innych rodzin, które spotykaliśmy na trasie. Rodzice i dwoje dzieci, wszyscy ubrani w sympatyczne kolorowe koszulki z nazwą swojej drużyny. A jednak coś ich odróżniało i obawiam się, że nie byli w tym jedyni.
Halo, proszę pani!
Ale może zacznijmy od początku. Jeden z punktów kontrolnych z zadaniami znajdował się parku trampolin z Łodzi. Czekaliśmy na swoją kolej, żeby spróbować wrzutów do kosza z trampoliny, kiedy coś przerwało powszechną, wesołą atmosferę.
– Halo, proszę pani! Ja żądam, żeby wpisała mi tu pani cztery punkty – mówi na oko dziesięcioletni chłopiec do młodej kobiety, która zajmowała się tą konkurencją.
– Nie mogę wpisać tobie punktów, bo ich nie zdobyliście – pada spokojna odpowiedź, ale dialog się na tym nie kończy.
– Ale ma mi pani tu wpisać cztery punkty, bo rzuciliśmy i nam się należy.
– Mieliście trzy rzuty, a rzuciliście w czwartym, czyli ten rzut nie liczy się już do punktów.
– NIE, NIE, NIE! Nam się to należy i tak ma być! ZMUSZAM panią, żeby mi pani tu wpisała punkty!
W końcu chłopiec musiał usłyszeć od trzech różnych osób, że punktów nie otrzyma, żeby odejść. Na nic zdały się próby tłumaczenia, żeby nie traktować tej rywalizacji w ten sposób i że to ma być tylko zabawa. Chłopiec odszedł, a właściwie odbiegł rozjuszony, ze łzami w oczach, cedząc jeszcze coś przez zęby na odchodnym.
Odbiegł i zostawił nas w niemym szoku i zaskoczeniu. Patrzyliśmy po sobie z innymi świadkami zdarzenia szeroko otwartymi oczyma i staraliśmy się znaleźć odpowiednie słowa, aby przetrawić ludzki dramat, który właśnie rozegrał się na naszych oczach.
Potem dowiedziałam się od pani z parku trampolin, że matka tego chłopca chwilę wcześniej także w podobnym tonie kłóciła się z nią o te cztery punkty przez około dwadzieścia minut! Czyli przykład dla chłopca przyszedł prosto od najważniejszego wzorca – matki.
Całe to wydarzenie wywołało we mnie bardzo dużo refleksji, niestety niezbyt pozytywnych. A przecież rywalizacja może być naprawdę piękna. Możemy dzięki niej przekazać naszym dzieciom wiele wartości i wiele ich nauczyć.
Piękno rywalizacji
Dobra, zdrowa i mądra rywalizacja to taka, w której uczestnicy grają według zasad, nawet kiedy to niełatwe. Taka, w której ciężka praca i pasja prowadzą do sukcesu, ale też nie zawsze. Bo przecież może się zdarzyć, że numerem jeden okaże się ktoś inny.
Bo nie musimy i zwyczajnie nie możemy być we wszystkim najlepsi. Mamy swoje możliwości i ograniczenia. Miewamy słabości, kontuzje i doświadczamy przeróżnych niefartów. Jednocześnie to wszystko nie musi nam odbierać przyjemności z rywalizacji.
Bo nie tylko o wygraną się rozchodzi, a przynajmniej nie powinno. Gra toczy się o znacznie wyższą stawkę niż medale i puchary. W rywalizacji chodzi o pasję i czystą przyjemność z wykonywanych czynności. Hart ducha i pokonywanie słabości. Przekraczanie własnych granic, szacunek dla wspólnych zasad i współdziałanie.
Rywalizacja, która niszczy
Dlatego błagam i apeluję. Nie uczmy naszych dzieci, że wygrana jest najważniejsza, a punkty im się należą. Nie przekonujmy, że są i muszą być we wszystkim najlepsze. Nie pokazujmy, że mogą być obok zasad lub ponad nimi. Nie dajmy im uwierzyć, że są ważniejsi od innych. Nie odbierajmy im prawdziwego piękna rywalizacji.
Uczmy za to waleczności i uczciwości. Pokażmy, że porażki można przyjmować z godnością i wyciągać z nich wnioski. Przekonujmy, że z sukcesu warto czerpać nie poczucie wyższości, a satysfakcję. Pokażmy im radość płynącą z pasji i wartość wzajemnego szacunku. Nauczmy ich mądrej rywalizacji.
A jeśli ktoś uważa, że przesadzam to polecam obejrzeć nagrania z poniedziałkowego Grand Prix Formuły 1 w Kanadzie. Niemiecki kierowca, Sebastian Vettel, obraził się na karę wyznaczoną przez sędziego, która w jego oczach odebrała mu zwycięstwo. Dlatego odmówił ustawienia swojego samochodu na drugiej pozycji, oskarżał sędziów o kradzież jego wyścigu i przestawiał słupki z numerami miejsc. Istny cyrk na kółkach w wykonaniu 31 – letniego sfrustrowanego chłopca, który chyba zapomniał, o co tak naprawdę chodzi w rywalizacji.
Dziękuję za Twoje odwiedziny na stronie! Chcesz być na bieżąco? Polub mój profil na Facebooku lub Instagramie i nie przegap żadnego wpisu!