O dziecięcej psychice wiemy dziś dużo więcej niż kiedyś. Znamy stanowisko ekspertów i naukowców na temat bicia dzieci. A jednak statystyki w naszym kraju są porażające. 43% Polaków akceptuje obecność klapsów w wychowaniu, a 24% jest zdania, że lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Trzeba rozróżnić klaps od bicia
Tendencje te ujawniły się szczególnie wyraźnie w ostatnich dniach, kiedy w sieci rozpętały się dyskusje wokół felernej (delikatnie mówiąc) wypowiedzi Rzecznika Praw Dziecka, Mikołaja Pawlaka. Wzięłam udział w paru takich dyskusjach, dzięki czemu miałam niebywałą okazję uporczywie zderzać się ze stałym zestawem argumentów, napływających z różnych stron:
My dostawaliśmy i wyrośliśmy na ludzi.
Bez tego dziecko nie nauczy się szacunku.
Dziecko potrzebuje znać granice.
Pieścicie się z dzieciakami, a potem ciągle wchodzą wam na głowę.
Bezstresowe wychowanie tworzy pokolenie małych terrorystów.
I tu chciałabym się zatrzymać, bo choć walka z przemocą wobec dzieci jest bardzo bliska mojemu sercu, to nie o tym zamierzałam dzisiaj napisać. Mogłabym godzinami pisać o tym, dlaczego uważam wyżej wymienione argumenty za absurdalne. Jeden z nich zawiera jednak stwierdzenie, na które jestem szczególnie przeczulona. Bezstresowe wychowanie.
Bezstresowe wychowanie
Bo przecież skoro nie leję dziecka za to, że nie potrafi się zachowywać tak jak akurat bym chciała to znaczy, że nigdy nie będzie potrafiło. Jeśli w odpowiedzi na jego słabości nie wyciągam pasa ze spodni to znaczy, że nigdy sobie z nimi nie poradzi. A jeśli granic w wychowaniu na wyznaczają pręgi i odciśnięte na skórze dłonie, to nie ma ich w tym wychowaniu wcale.
Czy naprawdę tak trudno dostrzec, że jest coś pomiędzy? Nie muszę egzekwować swoich granic przemocą, żeby je zaznaczać. Nie muszę odpowiadać agresją na agresję dziecka, żeby wiedziało że nie akceptuję takich zachowań. A to, że akceptuję złość mojego dziecka nie oznacza, że pozwolę mu w imię tej złości kopać staruszkę w autobusie.
Bezstresowe wychowanie nie istnieje
Nie wiem, kiedy i jak powstał ten twór słowny, ale moim zdaniem bezstresowe wychowanie to po prostu oksymoron. Coś takiego nie istnieje. Niezależnie od obranej metody wychowawczej życie dziecka jest stresujące.
Rozwój dziecka jest stresujący. Codzienność małego człowieka też. Każda nowość, nieznana sytuacja czy umiejętność. Jego ograniczenia, słabości i frustracja. Życie społeczne, przeszkody i choroby. Nie ma fizycznej możliwości, aby wyeliminować stres z życia dorastającego malucha. Nie ma zatem też możliwości, aby jakiekolwiek wychowanie nazywać bezstresowym.
Bezstresowym wychowaniem często mylnie jest nazywane wychowanie, w którym brak jest zasad i granic lub takie, w którym rodzice nie okazują dziecku zainteresowania. Obie te sytuacje są dla dzieci źródłem ogromnego stresu i faktycznie mogą generować u nich destrukcyjne i autodestrukcyjne zachowania. Ale zdecydowanie nie dlatego, że dostają na co dzień za mało klapsów.
To, co pomiędzy
Bardzo żal mi ludzi, którzy nie dostrzegają tego, co znajduje się pomiędzy zaniedbywaniem dziecka, a stosowaniem wobec niego przemocy. Bo gdyby zadali sobie choć niewielki trud poznania mieliby szansę dostrzec, że właśnie pomiędzy można znaleźć coś pięknego.
Właśnie pomiędzy popieraniem przemocy a ustępowaniem dziecku we wszystkim leży zdrowy rozsądek i wiedza o rozwoju dziecka.
Pomiędzy laniem za przewinienia a brakiem zainteresowania postępowaniem dziecka znajdziesz negocjację i współpracę.
Pomiędzy władzą, a brakiem wpływu zauważysz dbanie o wzajemne granice.
Pomiędzy strachem, a zupełnym brakiem respektu znajduje się wzajemny szacunek.
A pomiędzy zastraszaniem i zaniedbaniem dostrzeżesz własne dziecko, jego potrzeby, lęki, trudności, cechy charakteru, zainteresowania i tęsknoty.
Nie wiem jak ty, ale ja naprawdę nie chcę tego przegapić.
***
Spodobał Ci się ten tekst? A może uważasz, że ktoś jeszcze powinien go przeczytać? Śmiało, podaj go dalej.
Dziękuję za Twoje odwiedziny na stronie! Chcesz być na bieżąco? Polub mój profil na Facebooku lub Instagramie i nie przegap żadnego wpisu!