Jestem nastolatką. Na lekcjach przysposobienia obronnego przerabiamy pierwszą pomoc. Do znudzenia bandażujemy się nawzajem, aż w końcu pewnego dnia legendarny pan H. przynosi na zajęcia gumowe popiersie i mówi: To jest fantom. Dopilnuję żeby każdy z was go dotknął. Panu H. nie można odmówić słowności, jak powiedział tak zrobił. Każdy z nas dotknął fantom. Dosłownie i tylko dotknął, bo na więcej nie było czasu. Ale przecież znamy całą regułkę o resuscytacji krążeniowo – oddechowej, a to przecież prawie jakbyśmy potrafili ją wykonać.
Bliżej matury zaczynam dorabiać sobie jako niania. W głowie mam trochę pstro, ale rozumiem powagę tego, że biorę tymczasową odpowiedzialność za czyjeś dzieci. Uczę się więc pierwszej pomocy na własną rękę. Tylko teoretycznie, ale mam nadzieję, że w razie czego to wystarczy. Na szczęście podczas pracy niani ta wiedza ma mi się nie przydać.
Nic się nie stanie, nie panikuj
Jestem dorosłą kobietą i świeżo upieczoną mamą. Mój synek ma równo miesiąc, kiedy moi przyjaciele ze studiów przyjeżdżają go poznać. Tematy rozmowy są dosyć klasyczne w tej sytuacji: poród, dziecko, opieka itd. Wtedy przyjaciółka wyznaje, że strasznie się boi, że kiedyś zostanie sam na sam z dzieckiem, a ono zacznie się krztusić. Trochę się nabijamy z tego, że taka z niej panikara.
Mimo tego, że lęk wydaje mi się przesadzony, a taka sytuacja brzmi zupełnie nierealnie, tego samego dnia gdy Ignacy śpi sprawdzam, w jakim stanie jest moja znajomość pierwszej pomocy. Okazuje się, że w sumie nie jest źle i mniej więcej wiem, jak powinnam się zachować w nagłej sytuacji. Puszczam więc temat w niepamięć i przechodzę do porządku dziennego. Aż dwa tygodnie temu temat wraca do mnie jak bumerang.
Czas kąpieli. Synek już od jakiegoś czasu kąpie się w dużej wannie, bo w małej było mu za ciasno. Ignaś śmieje się, chlapie, wylewa wodę, dzień jak co dzień. W pewnej chwili na wodzie robi się mała fala. Ignacy akurat się nachyla i woda trafia prosto w jego twarz. Na początku jest uśmiechnięty, ale nagle widzę w jego oczach strach. Jak w zwolnionym tempie patrzę jak mój syn desperacko próbuje złapać powietrze, a jego twarz przybiera sinoczerwony odcień.
Kiedy mija szok, przed oczami staje mi instrukcja postępowania przy zachłyśnięciu. Wyciągam Ignacego z wody, pochylam i uderzam między łopatkami. Pierwszy raz, drugi, trzeci, coraz mocniej. Dopiero po czwartym razie słyszę kaszel i odkrztuszanie wody. Dźwięk, który przynosi niewyobrażalną ulgę. Ignacy w końcu łapie upragniony oddech i po chwili dochodzi do siebie. Wyraźnie dokucza mu tylko podrażniona śluzówka. Po niecałej godzinie nie widać po nim, że cokolwiek mu dolegało.
Reakcja na stres
Sytuacja, w której zagrożone jest zdrowie lub życie innego człowieka, a szczególnie kogoś bliskiego jest sytuacją silnie stresującą. Organizm podejmuje w odpowiedzi na nią trzyfazową reakcję. Początkowo ogłasza alarm, który aktywuje układ nerwowy, aby zmobilizować siły obronne. Ten stan najczęściej objawia się szokiem lub stanem obniżonej adaptacji. To dlatego początkowo stałam jak wryta i w bezruchu przyglądałam się temu, co się dzieje.
Następnie pojawia się reakcja adaptacyjna lub obronna, która pochłania ogromną ilość sił i zasobów organizmu. W tym stanie pełnej mobilizacji ludzie dokonują nadludzkich czynów i ignorują ból. Wydostają się cudem z płonących budynków, podnoszą samodzielnie samochody, używają niewyobrażalnej siły. To faza, w której mój mózg błyskawicznie odszukał odpowiednią wiedzę i kazał mi wprowadzić ją w czyn. Dzięki temu udzieliłam Ignacemu pierwszej pomocy.
Ostatnia faza przynosi wyczerpanie. Organizm po pełnej mobilizacji traci siły do dalszych działań. Kryzys został zażegnany i można odpocząć. W moim przypadku odetchnąć z ulgą, że moje dziecko może wreszcie normalnie oddychać.
Sekunda strachu
Przykładów sytuacji, w której bliska nam osoba może potrzebować naszej pomocy jest naprawdę mnóstwo. Łączy je jedno: liczy się każda sekunda. Każda sekunda zwłoki zmniejsza szansę twojego dziecka, męża, siostry na uratowanie. Nie ma wtedy czasu na wpisanie frazy w wyszukiwarce i doczytanie brakującej wiedzy.
Właśnie dlatego tak bardzo ważne jest, aby już tą wiedzę posiadać. Aby w trakcie mobilizacji organizmu, nasz mózg miał szansę błyskawicznie podsunąć nam odpowiednią instrukcję. Pamiętajmy, że w takiej sytuacji i tak podejmujemy opóźnioną reakcję z powodu początkowego szoku. Nie odbierajmy sobie kolejnych cennych sekund przez naszą ignorancję i niewiedzę.
Naprawdę nie życzę wam, aby przydarzyła wam się taka sytuacja. Jednak przydarzyć się może i z całego serca pragnę, abyście byli na nią przygotowani. Przeczytanie podstawowej instrukcji pierwszej pomocy nie trwa długo. Pół godziny, może godzinę. Cały kurs trochę dłużej, ale nadal warto. Bo dzięki temu, w nagłej sytuacji będziemy mieli szansę uratować czyjeś zdrowie lub życie.
Znacie pierwszą pomoc? Potrafilibyście udzielić jej swojemu dziecku? A może przydarzyła Wam się sytuacja, w której musieliście wykazać się jej znajomością? Opowiedz mi o tym w komentarzu!
Dziękuję za Twoje odwiedziny na mojej stronie! Chcesz być na bieżąco? Polub mój profil na Facebooku lub Instagramie i nie przegap żadnego wpisu!